Grudzień 1970. Polityczna prowokacja czy bunt społeczny?

Wiele pytań i wątpliwości budzi sprawa Grudnia 1970 roku, jeżeli rozpatrujemy ją pod względem rzeczywistych przyczyn, które złożyły się na zaistniałe okoliczności. Wiadome jest, że detonatorem niezadowolenia w społeczeństwie była podwyżka cen przy jednoczesnym zamrożeniu płac, co pociągnęło za sobą odsunięcie od władzy ówczesnego I Sekretarza KC PZPR, towarzysza „Wiesława”. Historycy badający problem dzielnie stoją na straży swoich racji i głoszą tezę, zgodną z prawdą oczywiście, że główną przyczyną zajść na Wybrzeżu było niezadowolenie społeczeństwa. Niewielu jednak z nich podejmuje się próby doszukania innych przesłanek stojących za tragicznymi zajściami roku 1970, a ci, którzy właśnie przyjmują inną postawę wobec zastanych źródeł i materiałów dowodzą, że Gdańsk, Gdynia, Szczecin i Elbląg były widownią walki politycznej. Jak zatem odnieść się do tych dwóch jakże skrajnych opinii?

Bunt społeczny

Każda monografia dotycząca Grudnia 1970 roku mówi o tym, że robotnicy wyszli na ulice, aby walczyć o godny byt i lepsze jutro; że nie podobała im się polityka władz odnośnie do sektora zakładów zatrudniających tysiące ludzi; że, wreszcie, robotnicy stali się głównymi poszkodowanymi we wspinaniu się Władysława Gomułki po szczeblach kariery politycznej. Lecz aby uzmysłowić sobie powagę tejże sytuacji trzeba zacząć od początku.

Sytuacja społeczna i ekonomiczna Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej u schyłku lat 60. XX wieku nie jawiła się w dobrym świetle. Gomułka stosunkowo szybko zaczął odchodzić od obietnic postawionych w roku 1956. Konflikt z Kościołem katolickim (o obchody millenium), zaostrzenie represji wobec ludzi świata nauki i kultury[1] na pewno nie wróżyły dobrych relacji na linii społeczeństwo – władza. Sytuację tą zaostrzała dodatkowo kiepska kondycja ekonomiczna państwa.

Plan 5-letni, którego realizację wyznaczono na lata 1956 – 1960, nie przyniósł oczekiwanych efektów. Wprawdzie płace realne wzrosły o 30%, ale produkcja rolna, czy dochód narodowy wytworzony nie wzrosły w takim odsetku jaki zaplanowano[2]. Podobnie rzecz się miała  z drugą pięciolatką z lat 1961 – 1965. Dużym niepowodzeniem tego planu był niski wzrost płac realnych, gdyż plan zakładał podwyższenie o 23% tychże płac, a w rezultacie wzrosły one jedynie o 8%. Sprawa płac realnych w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w ogóle plasowała się źle. W porównaniu z innymi państwami bloku komunistycznego roczny wzrost tych płac w PRL wynosił  poniżej 2%, gdy na przykład w Bułgarii płace realne wzrastały w skali rocznej o 4,1%[3].

Kolejnym ważnym punktem złej sytuacji ekonomicznej kraju była sprawa spożycia mięsa. Plan pięcioletni 1966 – 1970 doprowadził do położenia, w którym wzrost produkcji przemysłowej sięgnął prawie 50% przy wzroście produkcji rolnej jedynie o 9,5%. Rzutowało to na pewno na społeczeństwo, którego jeden obywatel rocznie spożywał około 52 kg mięsa. Aby obniżyć ten próg partia podjęła w 1967 roku uchwałę, która podwyższała ceny mięsa i jego przetworów bez podwyżki cen skupu żywca[4].

Taki zabieg nie mógł w stu procentach uzdrowić podupadającej sytuacji ekonomicznej. Należało zrobić coś, co w efektywny sposób zreformowałoby gospodarkę. Intensywny i selektywny rozwój[5] – taką drogę do poprawy gospodarki i ekonomii kraju wybrała władza. Cały plan miał polegać na tym, że nacisk kładło się na rozwój przemysłu elektromaszynowego, chemicznego i elektronicznego. Wybór padł na te właśnie gałęzie, gdyż „intensywny i selektywny rozwój” zakładał wspieranie takich przemysłów, które przy małym wkładzie pieniężnym będą przynosiły duże zyski. Sytuacja taka zmierzała do ograniczenia finansowania innych gałęzi przemysłu, w tym właśnie sektora, który rozwijał się na szeroką skalę na Wybrzeżu, czyli przemysł okrętowy. Należy tutaj podkreślić, że tak zwana „pułapka surowcowa” polegała przede wszystkim na wydobywaniu na dużą skalę różnorakich surowców, których to wydobycie miało wzbogacić gospodarkę kraju.

Wziąć należy także pod uwagę sprawę mieszkań. Lokalów brakowało, a czas oczekiwania na nie był horrendalny i stale się wydłużał[6]. Aby zapobiec tak długiemu okresowi oczekiwania partia postanowiła, że obniżone będą koszty budowy mieszkań[7].

Pomnik Ofiar Grudnia 1970 (tzw. Anioł Wolności) Zdj. Wikimedia Commons
Pomnik Ofiar Grudnia 1970 (tzw. Anioł Wolności)
Zdj. Wikimedia Commons

Mówiąc o buncie społeczeństwa, wynikłym ze złej sytuacji gospodarczej i ekonomicznej, nie sposób nie wspomnieć o sytuacji społecznej w głównym z miast Wybrzeża, czyli Gdańsku, a także o największym zakładzie produkcyjnym tego miasta – Stoczni im. Lenina.

Jeżeli chodzi o stocznię, to zatrudniała ona 17 935 osób. Składała się z kilku wydziałów, które miały swoje przydzielone zadania. Mnóstwo osób, które tam pracowały, były jednymi żywicielami rodziny. Żaden mężczyzna, będący w takiej sytuacji, nie mógł pozwolić sobie na obniżkę pensji, czy zwolnienie z pracy. Jesienią 1970 roku doszło do zmiany na stanowisku naczelnego dyrektora stoczni – został nim Stanisław Żaczek. Przy okazji tejże roszady personalnej załogę stoczni pozbawiono premii[8].

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*