Czy bitwa pod Hodowem to polskie Termopile?

Czy bitwa pod Hodowem to polskie Termopile? Hodów w cieniu propagandy

Od paru lat 11 czerwca różne portale popularyzujące historię Polski z dumą przypominają: 11 CZERWCA 1694 ROKU ODBYŁA SIĘ BITWA POD HODOWEM, W KTÓREJ 400 HUSARZY POWSTRZYMAŁO 40 TYS. TATARÓW. STARCIE TO NAZYWANE JEST POLSKIMI TERMOPILAMI. Ale czy bitwa pod Hodowem to polskie Termopile, tak naprawdę?

Faktycznie, starcie pod Hodowem w ciągu ostatnich lat dorobiło się statusu kultowego i regularnie stawiane jest obok takich zwycięstw staropolskiego oręża jak Kircholm, Kłuszyn czy Wiedeń, a co więksi optymiści na serio zrównują je z bitwą pod Termopilami (w której notabene 300 Spartan przecież nie było). Sęk w tym, że starcie pod Hodowem stało się bardziej wytworem popkultury, a naukowej monografii tej bitwy próżno szukać.

Niedawno temat naświetlił szerzej dr Radosław Sikora, znawca dziejów husarii i wojskowości XVII wieku, jednak jego artykuł o Hodowie nie do końca odpowiedział na wszystkie pytania. Wcześniej o bitwie pod Hodowem raczej nikt nie pisał i chyba tylko Marek Wagner poświęcił jej nieco miejsca w swej biografii hetmana Stanisława Jana Jabłonowskiego.

Ostatnio starcie pod Hodowem przeanalizował dr Zbigniew Hundert, który od lat zajmuje się epoką Jana Sobieskiego. Jego badania rzucają całkiem nowe światło na starcie z 11 czerwca 1694 roku. Czy bitwa pod Hodowem rzeczywiście była „polskimi Termopilami”?

Jarzmo Ligi Świętej

Zanim przejdziemy do właściwych rozważań na temat bitwy pod Hodowem, czytelnik pozwoli, że na początku zostanie przybliżone tło polityczne i okres, w którym starcie miało miejsce. Jak wiadomo, w 1683 roku Jan III Sobieski odniósł wspaniałe zwycięstwa pod Wiedniem i Parkanami, odnawiając tym samym konflikt z Turcją, który zakończono w 1676 roku traktatem w Żórawnie.

W 1684 roku, na fali zwycięstwa wiedeńskiego, z inicjatywy papieża Innocentego XII utworzono alians zwany Ligą Świętą, w skład którego wchodziła Rzeczpospolita, Papiestwo, Austria, Wenecja, a od 1686 roku Państwo Moskiewskie. Na początku wydawało się, że sprzymierzeńcy będą działać ze sobą zgodnie, a rozbicie Imperium Osmańskiego będzie kwestią czasu.

Sęk jednak w tym, że interesy Rzeczpospolitej i Austrii zaczęły się rozjeżdżać. Cesarzowi Leopoldowi I nie w smak było, że Sobieski za wszelką cenę chce zapewnić swoim synom sukcesję w którymś z księstw naddunajskich. Dumny cesarz uważał, że zarówno Wołoszczyzna, jak i Mołdawia znajdują się w sferze wpływów domu habsburskiego, a nie rodu Sobieskich.

Niekorzystne dla pozycji Rzeczpospolitej w sojuszu były również działania wojenne, które podejmowała. W 1684 roku – zaledwie rok po wiedeńskiej wiktorii – przeprowadzono nieudaną kampanię żwaniecką, rok później nastąpiła nieudana wyprawa Jabłonowskiego do Mołdawii i słynny odwrót z lasów bukowińskich, nie udawały się również wyprawy Sobieskiego do Mołdawii (1686, 1691) oraz próby odbicia Kamieńca Podolskiego (1687).

Po ostatniej wyprawie mołdawskiej z 1691 roku coraz bardziej schorowany i zniechęcony Sobieski zdał dowództwo na ręce Jabłonowskiego, pozostając jednak w ciągłej łączności z hetmanem wielkim i – wbrew wcześniejszym ustaleniom – realizując przez osobę Jabłonowskiego swoją wizję wojny z Tatarami i Turcją. Polskie dowództwo zrozumiało, że na pomoc Austrii nie ma co liczyć i należy skupić się na odzyskaniu Podola oraz Kamieńca samodzielnie.

W tym celu Jabłonowski nakazał budowę dwóch naddniestrzańskich fortów – Okopów św. Trójcy i Szańca Panny Marii, których zadaniem miała być blokada kamienieckiej twierdzy, a żołnierze w nich stacjonujący mieli napadać na tureckie konwoje idące do Kamieńca z Mołdawii. Sytuacja, w której znalazła się Rzeczpospolita w latach 90. XVII wieku, przez historyków nazywana jest Jarzmem Ligi Świętej, bowiem alians bardziej Sobieskiemu ciążył, niż pomagał.

Równie źle wiodło się Sobieskiemu w polityce wewnętrznej. Wydawało się, że zjednoczenie i wcześniejsza pacyfikacja opozycji przed kampanią wiedeńską przyniesie wreszcie kompromis między dworem a malkontentami. Tak się jednak nie stało. Uczciwie przyznać trzeba, że Jan III zbierał owoce tego, co sam robił Michałowi Korybutowi Wiśniowieckiemu 20 lat wcześniej.

Opozycja była dla króla bezlitosna i non stop kopała pod nim dołki. Co gorsza, Rzeczpospolitą wstrząsnął konflikt między hetmanem wielkim litewskim Kazimierzem Janem Sapiehą a biskupem wileńskim Konstantym Brzostowskim. Poszło o to, że żołnierze Sapiehy zajęli dobra biskupa i pobierali z nich hibernę, czyli tzw. chleb zimowy. Konflikt między Sapiehą a Brzostowskim swoje apogeum miał osiągnąć w 1694, a więc w roku, w którym rozegrała się bitwa pod Hodowem.

W spór między hetmanem a biskupem zaangażował się dwór, a Sobieski poparł w nim Brzostowskiego, co zinterpretowano jako chęć ugodzenia w prerogatywy Sapiehy. Jeden z jezuitów pisał wówczas: „nie trzeba dopuszczać, aby buławy tak bardzo naginano, bo po tym powagę ich złamią, którą Rzeczpospolita dlatego chowa, aby mogła czym pogrozić majestatom, gdyby się nazbyt wyniosły”.

W takich to okolicznościach miało dojść do bitwy pod Hodowem.

Siły zbrojne Rzeczpospolitej w przededniu starcia pod Hodowem

W przededniu bitwy pod Hodowem siły zbrojne Rzeczpospolitej – według wykazu przygotowanego na potrzeby dystrybuty hibernowej – wynosiły 30 020 koni i porcji. Nie będzie zaskoczeniem, że większość z tych sił stanowiła jazda, na czele z chorągwiami pancernymi, których w wykazie widnieją aż 82. Wszechstronność jazdy pancernej sprawiła, że formacja ta bardzo dobrze odnajdowała się w walce z Tatarami na Podolu.

Nie będziemy tutaj wdawać się w szczegóły i opisywać dokładnie całego komputu armii koronnej, skupmy się jednak na tym, jakie oddziały stacjonowały wówczas w Okopach św. Trójcy – czyli miejscu najbardziej nas interesującym. Jak wykazał Jan Jerzy Sowa, stan etatowy garnizonu tegoż fortu od X 1693 do X 1694 roku wynosił 626 koni, w skład garnizonu wchodziła:

  • chorągiew husarska Mikołaja Guttytera Dobrodziejskiego – 48 koni
  • chorągiew husarska Jarosza Żulińskiego – 50 koni
  • chorągiew pancerna Mikołaja Kruszyńskiego – 80 koni
  • chorągiew pancerna Tomasza Majkowskiego – 80 koni
  • chorągiew pancerna Marcina Gostwickiego – 72 konie
  • chorągiew pancerna – 80 koni – rotmistrza tej chorągwi miał wyznaczyć regimentarz
  • chorągiew wołoska Wojciecha Łaska – 108 koni
  • chorągiew wołoska Jana Dymideckiego – 108 koni

Należy też zastanowić się nad tym, jaka była specyfika służby w Okopach św. Trójcy. Zbigniew Hundert twierdzi, że jednostki wchodzące w skład „jazdy okopowej” lub tzw. okopowi elearzy należeli do ówczesnej elity wojskowej armii koronnej. Żołnierzy do służby w Okopach, które notabene znajdowały się na terytorium ejaletu kamienieckiego, położonego na terytorium wroga, zachęcano podwójną hiberną, ale też stawiano przed nimi odpowiednie wymagania.

Wiosenny najazd Tatarów

Zanim doszło do najazdu ordy na Ruś, do Turcji został wysłany Stanisław Mateusz Rzewuski, który w Adrianopolu miał się wywiedzieć, czy sułtan będzie zainteresowany podpisaniem separatystycznego pokoju z Rzeczpospolitą. Plan ten nie powiódł się, a na dodatek do uszu posła doszły doniesienia, że Tatarzy szykują się do najazdu.

14 maja 1694 roku Sobieskiemu i Jabłonowskiemu doniesiono, „że Tatarowie stoją na Cecorze i że konno z Jass do Kamieńca zaharę prowadzić mają, który w tak ciężkim głodzie”. Było jasne, że oprócz transportu zaopatrzenia do Kamieńca Tatarzy zaczną łupić okolicę.

Jabłonowski zaczął dyslokację wojska, aby zapobiec łupiestwu ordyńców. 31 maja pisano: „muszą się obawiać skupienia wojska naszego, że podobno teraz zaharę wprowadzić nie będę mogli, i tak periclitabitur Kamieniec, bo tam głód wielki”. Nie była to nowość, załoga kamieniecka klęski głodu przeżywała regularnie, co mocno dziesiątkowało garnizon twierdzy.

3 czerwca do uszu Sobieskiego doszła przerażająca informacja, że kamieniecki konwój prowadzić ma aż 30 000 ordynców. 6 czerwca król przybył do Lwowa, aby wziąć udział w chrzcinach wnuka Stanisława Jana Jabłonowskiego – hetmana wielkiego koronnego. Od 7 czerwca zaczęły się pierwsze konkretne działania zarówno ze strony ordy, jak i „okopowych elearów”.

Tego samego dnia komendant Okopów św. Trójcy – Michał Brandt wziął w niewolę tatarskiego jeńca, który nie potwierdził informacji, jakoby konwój miało prowadzić 30 tys. ordyńców.

W liście z 9 czerwca ks. Perkowicz zanotował jednak, że „Jeszcześmy się nie dobrze tymi wieściami ucieszyli, aż przychodzi nowa z Wołoch wiadomość, iż blisko 30 m. Tatarów pod Jassami stanęło, którzy zaharą 7 praesentis do Kamieńca poprowadzić, a potem w czambuł pójść mają”.

Mimo że Brandtowi zeznano, że w Mołdawii nie stoi 30 000 ordy, to jednak informacje z 3 czerwca potwierdziły się. Od 8 czerwca we Lwowie zaczęto gorączkowe przygotowania do obrony, a na mieszkańców miasta (nie pierwszy raz podczas wojny z Turcją) padł strach.

Jeszcze 11 czerwca, czyli w dzień hodowskiej batalii, wojewoda wołyński Jan Stanisław Jabłonowski (nie mylić z hetmanem wielkim) zanotował: „przyszła wiadomość, że sołtan w trzydzieści tysięcy idzie w Pomorzańszczyznę”.

Bitwa pod Hodowem

Przejdźmy teraz do samego opisu starcia, który utrwalił Radosław Sikora. Według badacza na ordę uderzyły oddziały z Okopów św. Trójcy, którymi dowodził Konstanty Zahorowski, oraz żołnierze z Szańca Panny Maryi, którymi dowodził Mikołaj Tyszkowski.

Pierwsze starcie z ordą miało odbyć się jeszcze na przedpolach Hodowa, gdzie Koroniarze myśleli, że mają do czynienia z małym czambułem, a nie wielką hordą Tatarów. Nasi dzielni żołnierze mieli ująć dwóch tatarskich murzów, okupując jednak ten sukces niewolą Tyszkowskiego.

Widząc przytłaczającą przewagę Tatarów, 300 pancernych i 100 husarzy miało wycofać się do Hodowa, gdzie przy pomocy miejscowych i przy użyciu prowizorycznych osłon polowych mieli odpierać nacierające hordy wroga.

Batalia miała trwać 6 godzin, w czasie których Koroniarzom miało zabraknąć amunicji, a pistolety nabijali grotami z tatarskich strzał. Tatarzy wystrzelili podobno tyle strzał, że po bitwie uzbierano ich kilka wozów. Jako że Tatarów miało być prawie 40 000, to pozwalało ordyńcom rzucać do walki coraz to nowe siły.

W końcu po kilku godzinach bezowocnych szturmów lipkowie (czyli Tatarzy, którzy wcześniej służyli Rzeczpospolitej, ale w 1672 roku przeszli na stronę sułtana) stwierdzili, że dalsza walka nie ma sensu i odstąpili od Hodowa. Po starciu nie było podobno żołnierza, który nie otrzymał rany.

Król Jan III, będąc pod wrażeniem bohaterskiej postawy swoich żołnierzy, miał wypłacić im dodatkowe pieniądze, a w Hodowie postawiono pomnik upamiętniający starcie z Tatarami.

Ten opis bitwy od wielu lat dominuje w powszechnej świadomości Polaków. Zobaczmy jednak, co o bitwie pod Hodowem mówiły ówczesne relacje.

Czy bitwa pod Hodowem to polskie Termopile? Wielkie zwycięstwo czy wielka propaganda?

12 czerwca jako pierwszy o boju pod Hodowem poinformował Sobieskiego Jan Stanisław Jabłonowski: „wszystka potencja Zahorowskiego z okopowymi dobywała w Hodowie królewskim, nastrzelano, nazabijano, Tylkowskiego [Tyszkowskiego] wzięto, Guttytera zabito, potem już pójść mieli”. Jabłonowski wiedział więc o śmierci Tyszkowskiego i rotmistrza husarskiego Guttytera.

Następną informację o bitwie hodowskiej przekazał K. Sarnecki: „Przyszła wiadomość od Pomorzan, jako była utarczka z Tatarami naszych, o czym fusius in adiunctis. Tą wiadomością był JKM bardzo ucieszony”.

Obydwaj dygnitarze wiedzieli więc, że między Pomorzanami a Hodowem doszło do jakiegoś starcia. Zbigniew Hundert zwraca jednak uwagę, że o bitwie pod Hodowem nie informuje żaden list oficerów armii koronnej i wiąże to z faktem, że zarówno król, jak i hetman wielki przebywali w bezpośredniej bliskości działań, przeto informacje przekazywano im ustnie i na bieżąco.

Skąd zatem wzięła się owa liczba 40 000 Tatarów, mimo że w meldunkach operowano liczbą 30 tys.? 15 czerwca Sobieski przyjął dowództwo „okopowych elerarów”, którzy przybyli doń z tatarskimi jeńcami. Sobieski wypłacił im po 100 zł, natomiast ranni, którzy zostali w Pomorzanach, otrzymali z monarszej szkatuły 1000 zł.

Dwa tygodnie po bitwie hodowskiej – 27 czerwca – do Sobieskiego przybyli poranieni żołnierze, którzy brali udział w hodowskiej epopei. Zanotowano wtedy, że „do króla przybyło pieszo kilka towarzystwa poranionego pod Hodowem, prosząc o wsparcie. Informowali, że ta orda, co przyszła w 40 tys., powracała z jasyrem nie większym niż 30 ludzi”. Liczba 40 000 ordy pada więc w 2 tyg. po bitwie i użyta była zapewne dla wyolbrzymienia zwycięstwa oraz wyproszenia na królu zapomogi.

4 lipca na obiedzie w Jaworowie Sobieski przyjął Mikołaja Jana Złotnickiego, który pod Hodowem stracił człowieka ze swej chorągwi, czyli Guttytera. Tam też po raz pierwszy pada liczba 400 obrońców, którzy zamknęli się we wsi. Oddajmy w tym miejscu głos Zbigniewowi Hundertowi, który tak komentuje wyżej opisane sytuacje: „Analizując powyższe przekazy, powstające na bieżąco, wynika wyraźnie, że im dalej od starcia hodowskiego, tym liczba przeciwników się zwiększała, podobnie jak poziom królewskiej fascynacji wydarzeniami z 11 czerwca”.

Opis bitwy, na którym oparł się R. Sikora, pochodzi od poczmistrza królewskiego Fabiana Zywerta. Nie jest to więc opis uczestnika zdarzeń, a po prostu królewskiego urzędnika. W tym opisie Zywert najwcześniej w relacji pisanej podaje liczbę 40 000 Tatarów, ale tylko w odniesieniu do konwoju owej zahary, która miała iść do Kamieńca.

W swym opisie Zywert podaje jednak dość dziwne argumenty oraz stwierdzenia. Dalej poczmistrz nie wspomina już o 40 000 ordy pod Hodowem, nie precyzuje też, że we wsi zamknęło się 400 Koroniarzy. Czy w ciągu kilku dni tak wielka liczba Tatarów pokonałaby drogę z Cecory do Kamieńca, realizując przy tym swoje łupieżcze plany i prowadząc boje z armią koronną?

Dalej Zywert twierdzi, że orda cofnęła się, ponieważ bała się okrążenia ze strony wojsk koronnych. Jakim cudem, skoro ze strony innych oddziałów nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo?

Odpowiedź na te pytania zdaje się być dość zaskakująca, otóż Hodów wykorzystano jako… propagandę. Zwycięstwo hodowskie miało sprawić, że polityka dworu w czasie wojny z Portą jest słuszna, że system obrony pogranicza i fakt istnienia Okopów św. Trójcy oraz Szańca Panny Maryi, tak mocno krytykowany przez społeczeństwo, jednak zdał egzamin.

Sobieski chciał tym samym pokazać, że ma wszystko pod kontrolą, a obraz 400 żołnierzy broniących się przed 40 000 Tatarów niósł mniej więcej ten sam przekaz, co odezwy Naczelnego Wodza w 1939 roku: „Silni, zwarci i gotowi”. Ponadto hodowska epopeja miała przykryć opisany wyżej konflikt Sapiehy i Brzostowskiego, którym żyła wówczas Rzeczpospolita, tak wielkie zwycięstwo miało na nowo wzbudzić zaufanie szlachty do dworu.

Te PR-owe zagrania poskutkowały tym, że do dziś widzimy zwycięstwo hodowskie przez pryzmat propagandy Sobieskiego. A co tak naprawdę zaszło 11 czerwca 1694 roku? Tak naprawdę do dziś nie za bardzo wiadomo, niestety w źródłach dominuje wersja lansowana przez dwór, ilu żołnierzy koronnych broniło się w Hodowie.

Być może 400, ale jeśli doliczyć chorągwie lekkie, które też stacjonowały w Okopach i Szańcu, ta liczba mogła dojść do 600 osób. Ilu było Tatarów? Być może ok. 4 tys. (co i tak jest liczbą imponującą, jeśli miałoby ich odeprzeć 600 żołnierzy koronnych).

Bitwa pod Hodowem była zatem „produktem” dworskiej propagandy, tak chętnie uprawianej przez dwór Jana III u schyłku jego rządów. Liczba 40 000 Tatarów biorących udział w tym boju jest niestety przesadą, co jednak nie umniejsza wysiłku żołnierzy Tyszkowskiego i Zahorowskiego, bo odparcie nawet kilku, a nie kilkudziesięciu tys. ordyńców jest czynem godnym uznania.

Zadajmy sobie jednak pytanie: Czy lepiej propagować historię bez sztucznego blichtru, czy tworzyć mity, z którymi z jakiegoś powodu żyje nam się lepiej? Niech rozważania o bitwie hodowskiej pomogą nam na nie odpowiedzieć.


Jakub Jędrzejski

Artykuł pierwotnie opublikowany 11 czerwca 2020 roku


Bibliografia:

Opracowania:

  • Czarniecka Anna, Nikt nie słucha mnie za życia… Jan III Sobieski w walce z opozycyjna propagandą (1684-1696), Warszawa 2009.
  • Sikora Radosław, Niezwykłe bitwy i szarże husarii, Kraków 2011.
  • Wagner Marek, Stanisław Jan Jabłonowski – kasztelan krakowski i hetman wielki koronny, Warszawa 2000.
  • Wimmer Jan, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, Oświęcim 2013.
  • Wójcik Zbigniew, Jan Sobieski, Warszawa 1683.

Artykuły:

  • Sowa Jan Jerzy, „Ludzie niezwalczeni”. Rejestry chorągwi jazdy autoramentu narodowego w okopach Św. Trójcy 1693-1695, „Studia nad Staropolską Sztuką Wojenną”, red. Hundert Zbigniew, T.1, Oświęcim 2013, s. 265-266.
  • Hundert Zbigniew, Przekaz informacji na temat starcia pod Hodowem 11 czerwca 1694 r. Propaganda dworska Jana III?, artykuł złożony do druku w „Res Historica”.

Leave a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*